Liturgia Dnia

 
Odsłon artykułów:
2166559

Miłość wstępuje do nieba

Zapatrzyć się w niebo! Może to trochę iluzoryczne, ale chrześcijanin z natury swojego powołania – niekoniecznie wzrokiem ciała, a wzrokiem duszy – powinien spoglądać „w stronę” nieba. Musi być w nas coś z Apostołów, gdy po wniebowstąpieniu swojego Mistrza w niebo się wpatrywali. „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11).

Taka była ziemska droga Mesjasza: od urodzenia w Betlejem, przez dzieciństwo i młodość, przez publiczną działalność, zwieńczoną męką, śmiercią i zmartwychwstaniem ku wniebowstąpieniu (por. Łk 24,46-48.50-51). Podobna jest również i nasza życiowa droga w Bożym zamyśle: od narodzin, poprzez znój codzienności ku ojczyźnie niebieskiej. Albowiem nie gdzie indziej jak w niebie Bóg przygotował dla nas wieczne mieszkanie.

A niebo? Czymże ono jest? Gdzie się znajduje? Ludzie Starego Testamentu wyobrażali sobie je jako zwielokrotnienie niektórych ziemskich doznań takich jak: dobro, piękno, szczęście.

Dzisiaj nieba poszukujemy już inaczej i gdzie indziej. Niebo jest tam, gdzie jest Bóg, gdzie jest Jezus. Albowiem prawdziwe szczęście może być zrealizowane tylko w jedności z Nim. On – ucieleśniona miłość – tu na ziemi pokazał, jak żyć, by niebo stało się udziałem człowieka. Drogą ku temu jest ciągła realizacja cnót boskich, a przede wszystkim cnoty miłości. Albowiem wiara i nadzieja (również cnoty boskie) przeminą, gdy otrzymamy już chwałę nieba. Święci w niebie już ich nie potrzebują, ale cali przepełnieni są miłością. A ta trwać będzie wiecznie.

Niebo jest obietnicą wiecznego przebywania u boku Boga. Jednak nie można tego przekładać li tylko na jakiś bliżej nieokreślony eschatologiczny termin. Nieba i jego przywilejów już dzisiaj możemy smakować poprzez wspólnotę z Bogiem tu na ziemi. Skoro niebo jest tak, gdzie jest Bóg, to czyż nie jest On obecny na kartach Biblii, w sakramentach Kościoła, w zgromadzeniu liturgicznym? Czyż nie pozwala „dotknąć” siebie rozmodlonemu człowiekowi? Do tego jednak potrzeba nam cnoty miłości, która granice czasu i przestrzeni przekracza.

W niebie dusza będzie miała za sprawą Boga cztery powody do niewypowiedzianej radości: jasną wizję boskiej istoty, doskonałą widzianą i posiadaną miłość Boga, radość samego Boga, który zanurzy duszę w morzu słodyczy oraz kontemplację Chrystusa Boga i człowieka (św. Albert Wielki).

Ks. Andrzej Szopiński