Życie potrzebuje ufności i solidarności

Bieda, bezdomność, bezrobocie, choroba własna i bliskich, śmierć najbliższych czyż nie są to sytuacje, które mogą odbierać człowiekowi nadzieję, nawet chęć do życia. Jednak lista ta nie wyczerpuje wszystkich uwarunkowań, kiedy człowiek staje przed poważnymi życiowymi dylematami, także przed wątpliwościami w sferze wiary. Owszem, po ludzku są one jakoś usprawiedliwione. Jednak w Bożej perspektywie, a przez taką powinni na świat spoglądać uczniowie Jezusa, wygląda to zupełnie inaczej. Niekoniecznie bajecznie i kolorowo. Ostatecznie wiara w Bożą opatrzność, w Boże czuwanie nad losami człowieka inaczej ustawia nasze spojrzenie na świat i życie, choćby było ono naznaczone wielkimi niewiadomymi i sporym negatywnym bagażem doświadczeń.

 

Liturgia stawia dzisiaj przed nami dwie ubogie wdowy. Obie naznaczone cierpieniem z powodu straty swoich mężów. Obie doświadczone ubóstwem materialnym. Ta z Sarepty podzieliła się ostatnimi zapasami z prorokiem Eliaszem (por. 1 Krl 17,10-16). Nie przeraziło jej widmo głodu i jej syna. Widziała potrzebę wędrowca – skąd miała wiedzieć, że to prorok, a jej wyrzeczenie zostanie sowicie nagrodzone. Wdowa obserwowana przez Chrystusa w świątyni (por. Mt 12,41-42) wrzuciła do skarbony świątynnej wszystko, co miała na swoje utrzymanie. Obie w swoim zagrożonym bycie zdały się na opatrzność Bożą. W swojej niedoli nie skupiły się na sobie, umiały dostrzec potrzeby innych.

Wielka to umiejętność widzieć, że innym może być gorzej niż mi. Z natury rzeczy łatwiej zatrzymujemy się na samych sobie, czyniąc siebie centrum świata, a nasze bolesne doświadczenia nieraz urastają do rangi katastrofy. Brakuje ufności! Jednak trudniejszego losu innych może przynieść zbawcze otrzeźwienie. Albowiem solidarność z drugim człowiekiem, przejawiająca się współodczuwaniem, współcierpieniem, zaangażowaniem na rzecz innych dobrze leczy ze zdradzieckiego egoizmu. To wyzwanie do solidarności z tymi, którzy może nie mają z czego żyć lub cierpienie przerasta ich ludzkie możliwości. Wtedy trudno o jasny promień nadziei. Solidarność jest więc czymś więcej niż zwykłym słowem pociechy czy jałmużną wciśniętą na odczepnego. Prawdziwa solidarność zobowiązuje, kosztuje, a nawet boli.

„Jakie to błogie uczucie, szczególnie w chwilach ciężkich, móc sobie powiedzieć: Szukam Boga, a On dotrzyma słowa i całym moim życiem się zaopiekuje” (św. Teresa z Lisieux).

Ks. Andrzej Szopiński