Bezinteresowność miłości

Jesteśmy w domu faryzeusza na posiłku, na który został zaproszony Chrystus. Ów faryzeusz nie charakteryzował się raczej jakąś wrogością wobec Jezusa, sam pewnie nawet narażał swoją opinię w gronie innych faryzeuszy. Mniemać jednak też można, że zaproszenie nie do końca było czyste. Może nie sam gospodarz, ale inni faryzeusze czekali, by pochwycić Jezusa na słowie.

Sytuacja stała się zgoła inna niż wyobrażali sobie oponenci Jezusa. Tym razem to On układał scenariusz spotkania i uczył ich pokory, odpowiedniego zajmowania miejsc przy stole (por. Łk 14,8-11). Świat żydowski zawsze przywiązywał wielkie znaczenie do miejsca w hierarchii. Zaproszony na przyjęcie, oceniwszy współzaproszonych, wiedział, jakie jest jego miejsce. Troska o najlepsze miejsce, wyraz pychy i próżności. Owszem, może wprowadza pewien ład i porządek, ale niestety jest zarazem swoistą segregacją międzyludzką. Na pewno nie jest to przejaw miłości, a przywiązania do społecznych konwenansów.

Wizja Chrystusa jest zupełnie inna. Każe zajmować miejsce niższe w społecznej hierarchii, by cieszyć się ewentualną zmianą miejsc, na wyraźną prośbę gospodarza (por. Łk 14,10). To najmniejsi będą największymi, zaś ostatni pierwszymi (por. Łk 14,11).

Najważniejszym miejscem w Bożym porządku, jest to ostatnie, a najważniejszą profesją: służba. Jak to przewraca do góry nogami społeczne schematy!

Wymagania ewangeliczne nakazują nam wyjść poza okręg rodziny i przyjaciół. W żadnym wypadku nie są kategorycznym zakazem spotykania się z rodziną i przyjaciółmi przy wspólnym stole. Każą jednak patrzeć o wiele szerzej i zauważyć, że do mojego stołu mają prawo również ci, którzy nie odpłacą się zaproszeniem do siebie, nie zrewanżują się (por. Łk 14,13).

Na początku listy tych, których winniśmy zaprosić Jezus stawia tych, którzy nas nie zaproszą: ubodzy, ułomni, chromi i niewidomi (por. Łk 14,13-14).

Przy chrześcijańskim stole jest więc miejsce dla wszystkich bez względu na społeczne pochodzenie, rasę, poziom wykształcenia czy nawet kondycję moralną. Może dla jakiegoś nawet medialnego skutku, stać nas na to, by spożyć wieczerzę wigilijną czy śniadanie wielkanocne np. z bezdomnymi, z bezrobotnymi, z więźniami. Jeśli jednak ma stać się to życiową, a nie tylko przygodną i świąteczną zasadą, już nie wygląda to tak kolorowo!

W miłości bliźniego biedny jest bogatym; bez miłości bliźniego bogaty jest biednym (św. Augustyn).

Ks. Andrzej Szopiński